Historyczny, nowy, pachnący, całkiem świeży temat na blogu. Zobaczysz jak klikniesz 'czytaj więcej'.
W tygodniu zdecydowanie nie mam czasu na to, aby coś upiec. O
fotografowaniu i innych czynnościach z tym związanych nawet nie wspomnę. Jedyne o czym marzę po powrocie z pracy/uczelni to podusia i kocyk. Zaczęło mnie to jednak wkurzać. W końcu przecież:
- 'niedzielny' blog nie sprawi, ani nie pomoże mi w tym, aby ludzie mnie czytali. A ja bardzo chcę być czytana.
- nikt nie powiedział, że muszę się ograniczać do samych przepisów.
W końcu ile można klepać same przepisy? Trzeba to przełamywać czymś innym. Nie do końca przemyślałam jeszcze czym, ale kroi mi się w głowie kilka pomysłów. Same przepisy na blogu to nuda. Nawet najwierniejszym czytelnikom (buzi buzi dla Was) szybko się to znudzi. Nawet te kilka udanych zdjęć. Tych ładnych takich w miarę.
A nie, zaraz, przecież tu wszystkie są najpiękniejsze :)

Później, w pracy, gdzieś w okolicy drugiej zielonej herbaty, przez okno widzę, jak pada deszcz. Późny listopad zmienia się we wczesny listopad. Za to w momencie, w którym wychodzę na zajęcia, świeci piękne słońce i z listopada robi nam się połowa września.
Pogodo, apeluję – opamiętaj się. Lud już nie chce śniegu, deszczu, mrozu. Lud chce słońca i dwudziestu stopni !
A zdjęcia truskawek, w oczekiwaniu na ten słodki, owocowy sezon. Bo te, choć piękne, są sprowadzane z jakiegoś dalekiego kraju i zdecydowanie nie smakują jak te nasze. Nie ujmuje im to jednak wyglądu, a przez te zdjęcia powoli wpadam w samouwielbienie, tak mi się podobają. Skromność moja dzisiaj jest mała, sorry.
Buzi !
bardzo przyjemny post i blog :) pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń